sobota, 28 listopada 2015

Cyganka prawdę Ci powie? - historia rodzinna bez happy endu...

Generalnie nie wierzę we wróżby, talizmany, amulety na szczęście, horoskopy czy inne gusła i zabobony. Z fusów na dnie filiżanki potrafię wywróżyć sobie tyle, że czeka mnie nieprzespana noc, bo uraczyłam się zbyt dużą dawką kofeiny o zbyt późnej, popołudniowej porze.

Na moją eks-szefową, biorącą regularny udział w seansach u jakiejś tam Lady Kassandry, Adelajdy czy innej Sybilli patrzyłam zawsze z ogromnym politowaniem i zastanawiałam się, co trzeba mieć w głowie, żeby dać się w ten sposób omamić (i to za wcale niemałe pieniądze).


Ale mam dla Was jedną rodzinną historię. Bardzo smutną i taką, która mnie osobiście nadal mrozi krew w żyłach - i po której tym bardziej od wszelkich wyroczni, wieszczek i oferujących swe wizjonerskie usługi Cyganek trzymam się jak najdalej, omijając je naprawdę szerokim łukiem.

***
Moja ciocia - młodsza siostra mamy - czasami mi mamę zastępowała. Kiedy nasze wzajemne stosunki z rodzicielką nie układały się zbyt pomyślnie, pakowałam do plecaka wszystkie swoje nastoletnie skarby i jechałam do niej, spędzałam wakacje w towarzystwie młodszych kuzynów, pomagałam jej w domu i w wiejskiej świetlicy, którą prowadziła. Była też moją najlepszą przyjaciółką i powiernicą najskrytszych tajemnic - taką, z którą o wszystkim mogłam porozmawiać bez narażania się na śmieszność.

Któregoś dnia wróciłam ze szkoły i zastałam w domu zapłakaną mamę, babcię i siostrę. Ciocię zabrali do szpitala w bardzo złym stanie - jakieś niewiadomego pochodzenia bóle brzucha, utraty przytomności, nie kończące się wymioty. Po kilku dniach przewieziono ją do jednej z większych, bardziej specjalistycznych klinik i otwarto na stole operacyjnym tylko po to, by za chwilę z powrotem zaszyć - według lekarzy rak poczynił w jej organizmie tak wielkie spustoszenie, że w tamtym momencie nie było już czego ratować...

Pamiętam dzień, w którym cała rodzina zebrała się przy jej szpitalnym łóżku - tak naprawdę już bez żadnej nadziei; w oczekiwaniu na ten jeden, najgorszy scenariusz. A ona leżała półprzytomna, zamroczona bardzo silnymi środkami przeciwbólowymi i powtarzała raz za razem "już stąd nie wyjdę o własnych siłach, Cyganka mi to wywróżyła" - co osoby niewtajemniczone odbierały prawdopodobnie jako spowodowane lekami majaczenie.

Ja akurat należałam do tych wtajemniczonych. Wiedziałam, że ciocia, mając jakieś 17 lat, spotkała w mieście Cygankę, której dała namówić się na wróżbę za bardzo symboliczną opłatę. I kobieta ta przepowiedziała jej całe mnóstwo rzeczy, które potem znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Między innymi "synów trzech, ale potem dwóch" (faktycznie, najstarszy syn cioci zginął w tragicznym wypadku) oraz śmierć w wieku 33 lat...

W związku z powyższym ciocia przez całe życie bardzo obawiała się daty swoich 33. urodzin.  Cieszyła się niesamowicie, kiedy zdmuchnęła świeczki na torcie z tej okazji cała i zdrowa - miała nadzieję, że już nic jej nie grozi i że akurat ta przepowiednia Cyganki okaże się chybiona. Do szpitala trafiła dosłownie kilka dni później. Jej choroba nie dawała uprzednio absolutnie żadnych objawów, dzięki którym można byłoby ją wcześniej wykryć i wyleczyć w początkowym stadium...

***
Gdyby ktoś mi podobną historię opowiedział, 
byłabym pewnie nastawiona dość sceptycznie.
Pomyślałabym, że zbieg okoliczności...

Ale teraz co roku zapalam znicz na grobie mojej cioci -
 i powtarzam sobie za Hamletem:  
"Dlatego dziw się i nie próbuj zgłębiać.
Są takie rzeczy w niebie i na ziemi,
O których się nie śniło filozofom."


34 komentarze:

  1. Oj jest cos w tym. Ja nie wierze w horoskopy i tego typu rzeczy. Ale pamiętam jako dziecko ze mój dziadek wróżył z kart. Jako amator komplety poczytam jakies tam książki miał gadane wiec schodzili sie do niego ludzie zadni wrażeń. Jako dziecko siadałam obok bo mieszkaliśmy razem i patrzyłam. Jednej sąsiadce kolo 40 wtedy wywróżył dziecko w przyszlosci 3. Ona zaśmiała sie ze nie planuje. Za parę tygodni przychodzi z nowiną ze jest w ciąży. Ot anegdotka tu z wesołym zakonczeniem. Wydaje mi sie ze karty maja moc jak się je umie odczytywać. Ale cyganki omijam z daleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to miałaś dziadka wróżbitę hihi ;) A jakąś opłatę pobierał za te swoje czary-mary, czy przepowiadał gratis? :) Gdyby tylko wszystkie wróżby były tak wesołe i pomyślne...Tak czy siak, chyba lepiej nie kusić losu i nie próbować przechytrzyć przeznaczenia.

      Usuń
    2. wtedy dla tej kobiety ta wróżba nie była pomyślna wiesz jak było dawniej ciąża koło 40.... W każdym razie opłat nie pobierał robił to raczej hobbistycznie:D

      Usuń
    3. No tak...w sumie to nawet teraz ciąża w okolicach 40-stki byłaby dla wielu kobiet niezbyt radosną nowiną...Ale mam nadzieję, że ciąża sąsiadki zakończyła się szczęśliwym rozwiązaniem :)

      Usuń
  2. aż mnie dreszcz przeszedł... ja też szerokim łukiem omijam.

    mi już kilka osób proponowało taką "pomoc" w związku z naszymi staraniami. może kiedyś pokuszę się o wpis w tym temacie - aternatywne sposoby leczenia niepłodności, czyli wróżki, znachorzy, szamanki itp. ;)

    okropne, żyć z takim ciężarem... namartwiła się Twoja ciocia na zapas, to pewne, ale czy jakoś na tej wiedzy skorzystała? hmmm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, mnie też to przeszło parę razy przez myśl, kiedy się jeszcze leczyłam. Bo niby nie wierzyłam, niby z politowaniem patrzyłam - ale z drugiej strony chciałam, żeby mi ktoś w głowie trochę rozjaśnił i pomógł w dokonaniu ważnych wyborów (albo może jeszcze bardziej w tej głowie namieszał?) Ostatecznie się nie zdecydowałam, ze strachu właśnie - i w sumie lepiej, bo chyba nie jest dobrym pomysłem zrzucanie ciężaru podejmowania własnych decyzji na kogokolwiek innego, a zwłaszcza na wróżkę ;)

      Nie wspomniałam o tym w poście, ale przez cały czas miałam wrażenie, że ciocia starała się żyć mocniej, intensywniej, lepiej, czerpać z tego życia pełną garścią i robić wszystko, by zostać przez ludzi dobrze zapamiętaną. Może taką miała osobowość, a może miało to związek właśnie z przepowiednią...

      Oprócz prowadzenia tej wiejskiej świetlicy była jeszcze pielęgniarką i bardzo dużo czasu poświęcała swoim pacjentom - i tym w szpitalu, i tym w domach, do których jeździła robić zastrzyki, mierzyć ciśnienie, stawiać bańki...Marne to pocieszenie, ale w jej ostatniej drodze towarzyszył jej taki tłum ludzi, jakiego jeszcze na żadnym innym pogrzebie nie widziałam...Może chciała jak najlepiej wykorzystać ten czas, bo obawiała się, że może mieć go niewiele...

      Usuń
  3. Mój chrzestny ojciec miał zwyczaj powtarzać: ja do pięćdziesiątki nie dożyję. Nie wiem dlaczego tak mówił, ale naprawdę niewiele mu do tych urodzin zabrakło. Ja sama uważam, że pewnych rzeczy lepiej nie tykać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że ja też tak czasem powtarzam w chwilach, kiedy się nad sobą użalam albo mam świadomość i dobitne dowody na to, że nie dbam o siebie i o swoje zdrowie tak, jak powinnam. Może już przestanę, bo niby to tylko gadanie, ale jednak lepiej nie wywoływać wilka z lasu...

      Usuń
  4. Ja mam podobnie - nie wierzę w horoskopy, amulety, sny. Trafia mnie coś, jak teściowa zaczyna tłumaczyć sny. Prorok z niej czy co? Kilka lat temu zaznaczyłam, że nie chcę nic słuchać o żadnych snach, a tym bardziej ich interpretacji. I udało się. Do wczoraj. Przyleciała, bo śniło się, że jakieś dziecko (czyt. Tygrys) tak bardzo płakało. A mnie coś trafiło. Ciekawe jak sobie zinterpretowała ten sen, że może ja tu nie wiadomo co wyczyniam z dzieckiem.
    Cyganek po prostu się boję. Omijam szeroki łukiem. Kiedyś na studiach mieszkałam w takim miejscu, że na trasie na uczelnię zawsze stała jakaś. Nadkładałam drogę, żeby uniknąć spotkania. Historię Cioci rzeczywiście trudno wytłumaczyć. Samospełniająca się przepowiednia? Czy tak intensywnie myślała o tym, że organizm zadziałał? Czy to możliwe? Tego się nie dowiemy. Nasz kolega (co niedawno odszedł) miał podobnie, jak chrzestny Asi, czuł, że umrze młodo. I mówił o tym niejednokrotnie. Że słabe geny. Że rodzina chorowita. I faktycznie odszedł w roku 50 urodzin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja babcia i mama też mają ten denerwujący nawyk jeśli chodzi o sny - ciągle wieszczą jakieś nieszczęścia, bo a to zęby się śniły, a to brudna woda, a to krew...Szkoda, że tak rzadko śnią im się rzeczy przyjemne i radosne (a nawet jeśli, to już nie wydają im się godne interpretacji).

      Tak jak piszesz - nigdy się nie dowiemy. Może faktycznie zbyt mocno pogrążała się w tych czarnych myślach i choroba była w pewnym sensie reakcją organizmu na jej psychiczne lęki. Tylko jak wtedy wytłumaczyć inne rzeczy, które też się ziściły (chociażby tę odnośnie "trzech, a potem dwóch" synów)? Przypadek? Sama nie wiem... A może akurat ta konkretna Cyganka rzeczywiście miała jakiś niespotykany "dar"...

      Usuń
  5. kiedy rozpaczalam po nieudanych IUI napisalm do wrozki oriany. ot taka niby slawna, i co ? glupoty tylko wypisala haha z tego sie smieje, i nigdy nie wierzylam w jej slowa. po co napisalam ? niewiem, ale wiem ze szkoda bylo tylko 150 zł , w sny wierze kiedy snia mi sie zeby- wiem wtedy ze dowiem się o czyjes smierci, niejednokrotnie sie spelnilo...
    sen o chlopcu ? a na nastepy dzien telefon o adopcji :) przypadek niewiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc jednak te zęby...i inne prorocze sny...Ciężko mi określić tak do końca, co o tym wszystkim sądzę. Racjonalizując, to może być tylko zupełnie przypadkowa zbieżność... A jednak zawsze pozostanie jakieś ALE, które każe mi zostawić furtkę dla myśli zupełnie irracjonalnych i nie mających nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem...

      Ciekawa jestem, co też ta Oriana Ci napisała hihi ;) Ale sądząc po Twojej relacji, to musiały być naprawdę straszne brednie ;)

      Usuń
    2. Gdzieś mam nawet jej odpis jak znajdę pewnie podeślę haha

      Usuń
  6. Też niby nie wierzę, ale niestety i u nas coś się sprawdziło, dwukrotnie.
    I nie my byliśmy po wróżbę. Tylko trochę ktoś w naszym imieniu.
    Coś w tym jednak musi być...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...To może jednak powinnam była pójść do tej wróżki swego czasu - może to zaoszczędziłoby mi paru lat leczenia i mnóstwa pieniędzy wydanych na wszystkich moich doktorów-znachorów.

      Tylko tak sobie myślę, że większość tych wróżek chyba niczego człowiekowi wprost nie powie (a może się mylę?) Podejrzewam, że te przepowiednie są przeważnie tak sprytnie skonstruowane, żeby każdy mógł je zinterpretować po swojemu, na sto tysięcy różnych sposobów...

      Usuń
  7. Kurczę, smutna historia. Taka młoda kobieta. W te wszystkie "Adelajdy" i inne to chyba nie wierzę- ale w Cyganki i w to, że są osoby, które potrafią rzucić urok, już tak.
    Kiedy moja mama była młoda w naszym mieście dużo było chętnych do powróżenia Cyganek, chodziły po ulicach, mama zawsze opowiadała, że po prostu się Ich bała.

    Natomiast koleżance mojej mamy Cyganka przepowiedziała, że jej syn umrze w młodym wieku w studni. Mieszkali na wsi, w domku. Po tej przepowiedni zamurowali studnię. I żyli sobie, zapominając w ogóle o całej historii. Chłopak w wieku 17lat dostał rozległego zawału w miejscu, w którym była studnia...
    Aż ciarki mam kiedy o tym myślę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i jeszcze inna historia w dowód na to, że bywają niestety też oszustki...
      Moja przyjaciółka poszła latem do wróżki, bo długo się już spotykała ze swoim chłopakiem, i była ciekawa, czy On o Niej myśli poważnie (a to już dorośli ludzie byli). No i ta pożal się Boże wróżka przekonywała Ją, że lada moment będą oświadczyny... We wrześniu, bez słowa wyjaśnienia, listu, czegokolwiek, chłopak rzucił się pod pociąg :(

      Usuń
    2. Te twoje historie też niesamowicie przygnębiające :( Zawał w wieku 17 lat, mój Boże ! I to samobójstwo...taka śmierć bliskich nam ludzi jest chyba najgorsza, bo potem ma się (tak sądzę) ogromne wyrzuty sumienia, że coś się przeoczyło, przegapiło, nie zauważyło jakichś symptomów czy problemów, które ta osoba miała...że może gdyby się jakoś zareagowało i jej pomogło, to wcale nie doszłoby do tragedii...Czasami faktycznie nic na to nie wskazuje, ale jednak poczucie winy pewnie w każdym gdzieś tam siedzi po takiej sytuacji :/

      Usuń
    3. Samobójstwo chłopaka koleżanki było szokiem dla nas wszystkich. To była taka osoba, po której nikt w życiu by się tego nie spodziewał- inteligentny, ciekawy życia, z dobrą pracą, udanym związkiem... My oczywiście siłą rzeczy z czasem przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, ale Jego rodzina? Nie wiem, czy do tej pory się otrząsnęli. Moja koleżanka długo utrzymywała z Nimi kontakt, ale to było dla Niej za trudne, zwłaszcza, że Ona chciała iść do przodu, a Oni w jakimś sensie Jej to utrudniali.

      Co do tego zawału- szok, prawda? Niestety- na szczęście baaaardzo rzadko, ale i taka śmierć staje się udziałem b.młodych ludzi. Pan, który był kucharzem na naszym weselu stracił w ten sam sposób córkę- miała 18lat. Okaz zdrowia... Chciałoby się napisać- co komu pisane...

      Usuń
    4. W rodzinie mojego M. też było jedno samobójstwo - i też bardzo młodego chłopaka, który całe życie miał jeszcze przed sobą :/ I po tej tragedii małżeństwo jego rodziców (które już wcześniej mocno kulało) rozpadło się zupełnie - podobno nie umieli przestać obwiniać się nawzajem i wciąż przerzucali na siebie odpowiedzialność za taki, a nie inny scenariusz...

      Usuń
  8. Nie cierpię cyganów i boję się ich, złodzieje, brygady,naciagacze. .... a te historie są przerażające. Ja nigdy nie chciałam by ktoś mi wrozyl, nigdy bym do wróżki nie poszła, w sny nie wierzę. ..

    Ale wierzę, że mogą być ludzie,którzy wroząc widzą przyszłość cZy przeszłość. ... to może być dar,ale nie od Boga,lecz od złego ducha, a to nigdy nie jest za darmo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie rozciągała tych określeń na wszystkich Cyganów, bo są wśród nich też normalni ludzie, często dyskryminowani i piętnowani z racji swojego pochodzenia. Ale prawdą jest, że ta "zła ekipa" bardziej rzuca się w oczy i pracuje na kiepską opinię dla całej cygańskiej społeczności.

      Tak właśnie się często słyszy - że wróżba poza pieniędzmi kosztuje też sporo więcej...i chyba nie jest warta aż tak wysokiej ceny...

      Usuń
  9. Ciekawe albo raczej przerażające.Ja nie chciałabym wiedzieć co mnie czeka ,jak by to były złe wiadomości to jak dalej z tym żyć. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tylko nieliczne osoby zmotywowałyby się w takiej sytuacji i zechciały przeżyć swoje życie "w pigułce" - zrobić wszystko to, o czym marzyły, zanim ich czas się skończy. Ja pewnie bym się załamała, żyjąc z taką świadomością - i już na nic nie miałabym siły, energii i ochoty...

      Usuń
  10. Byłam raz w życiu, dawno, dawno temu za namową koleżanki. Zarówno jej jak i mnie wszystko się sprawdziło. Kurcze, nawet z detalami... Powiedziałam, że to pierwszy i ostatni raz, że nie chcę nic więcej wiedzieć na temat przyszlości, bo można sobie zrobić samosprawdzającą się przepowiednię. Zresztą rodzina tej wróżki była... dziwna. Wróżka mi wróżyła (u siebie w domu, z kart) i przyjechała ją odwiedzić córka - zakonnica. Trochę dziwnie się czułam - tu tarot, tu zakonnica. Na szczęście wszystko co mi przepowiedziała już się sprawdziło (i dobre i złe). Nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i kolejny komentarz świadczący o tym, że to nie zawsze jest oszustwo, blef, jedna wieka ściema...Nie dziwię się wcale, że nie masz chęci na powtórkę z rozrywki. A rodzinka wróżbiarsko-zakonna to faktycznie ewenement jakiś - może córka tak dalece nie pochwalała stylu życia matki, że postanowiła odejść od niego w zupełnie innym i skrajnie odmiennym kierunku.

      Usuń
  11. Kiedyś mytślałam, żeby pójść do wróżki, cyganki czy jakiejś innej "wiedźmy" :) Ale zrezygnowałam. Czasami lepiej nie wiedzieć, żyć spokojnie. Co ma być, to i tak będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i o to właśnie chodzi ! :) Czy jakiekolwiek, nawet najbardziej intensywne działania uchronią nas przed przeznaczeniem? Jeśli coś jest nam pisane, nie unikniemy tego - choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali.

      Usuń
  12. Żadna porządna wróżka nie powinna mówić o śmierci, a już na pewno tak kategorycznie. Może powiedzieć: nie wychodź z domu wieczorem w piątki bo coś się może stać, badaj się, bo choroba na Ciebie czyha, a nie że umrzesz mając 33 lata. Co masz zrobić z taką wiedzą? Jakby chociaż powiedziała, że na chorobę, nie w wypadku, albo "uważaj na płuca", to ciocia mogłaby się badać.

    Ja też poszłam raz do jakiegoś znanego wróża. Byłam zrozpaczona po odejściu chłopaka i chciałam głównie wiedzieć, czy wróci, czy spotkam kogoś lepszego dla mnie. Po powrocie zapisałam sobie główne rzeczy, bo po czasie mamy tendencję do dopasowywania wydarzeń i przypominania sobie rzeczy, których nie powiedziano.
    Spełniło się kilka rzeczy: chłopak nie wrócił, wyszłam za mąż mając 25 lat, 3 dom okazał się tym dla mojej rodziny. Długie życie w dostatku jest jeszcze do sprawdzenia.
    Pamiętam też główną rzecz, która się nie spełniła. Powiedział, że będę dumna z dzieci, zwłaszcza że starszego syna. Na razie mam jedną córkę i coraz mniej czasu, a więcej kłopotów, żeby mieć drugie. Kłopotów z płodnością mi nie przepowiedział.

    Pamiętam też jak kiedyś Cyganka próbowała namówić mnie na wróżbę. Opierałam się, wymigiwałam, że nie mam pieniędzy itp. Zawsze byłam ciemna, taki właśnie hiszpańsko-cygański typ urody. I nagle ta Cyganka spojrzała na mnie przenikliwie i powiedziała: nie bój się, będziesz miała dobre życie, jesteś jedną z nas. Też mnie ciarki przeszły.

    Podsumowując, wierzę, że są osoby, które wiedzą, ale jest to rzadki dat. Na pewno większość stawiających karty itp. to oszuści. A już takie horoskopy ogólne, dla całego znaku, to bzdura. Na pewno też są osoby oporne na wróżenie, których przyszłości nie można przejrzeć, tak jak są osoby odporne na hipnozę, czy budzące się mimo narkozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe...sporo rzeczy faktycznie się sprawdziło - oby ta ostatnia wróżba o długim i dostatnim życiu też doczekała się spełnienia :)

      Ja kiedyś mijałam Cygankę w drodze z uczelni na pociąg - i szłam w tłumie ludzi zmierzających w tym samym kierunku, ale z całego tego tłumu ona tylko na mnie popatrzyła, prosto w oczy, i powiedziała (a raczej syknęła) coś we własnym języku. Nie mam pojęcia, co to było - pewnie wcale nie żadna przepowiednia, tylko jakaś uwaga w stylu "uważaj, gdzie leziesz, gówniaro" ;) - ale i tak jakoś dziwnie się wtedy poczułam i miałam chęć jak najszybciej się stamtąd oddalić.

      A horoskopy to nie żadne wróżki piszą, tylko jakiś redaktorzyna, który nie dostał lepiej płatnej roboty w ciekawszym i bardziej poczytnym dziale ;)

      Usuń
  13. Do wróżek mnie nigdy nie ciągnęło i nie bardzo w nie wierzę no ale czasem może faktycznie coś sie im udaje. Tylko lepiej żeby te dobre rzeczy mówiły ludziom. Natomiast sny to zdarzają sie prorocze ale mi sie ogólnie mało kiedy coś śni więc nie myślę. Co będzie to będzie ,wszystko trzeba przyjąć.
    Jak po balu? Bo moje stopy obolałe jeszcze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - "co ma wisieć, nie utonie" i tym podobne mądrości :)

      Nasz "bal" udany, ale uświadomił mi jedną ważną rzecz (o czym właśnie przed sekundą opublikowałam posta ;) ), a zakwasy i odciski na stopach mam masakryczne ;)

      Usuń
  14. Nigdy nie chodziłam do wróżek, ale miałam kiedyś podobną sytuację. Gdy byłyśmy z siostrą nastolatkami w jakiejś gazecie pojawił się opis jak wróżyć z kart. Siostra wzięła opis i zaczęła wróżyć: tacie , mnie i sobie (nie pamiętam dlaczego nie wróżyła mamie). Każdemu z nas wywróżyła śmierć w rodzinie, a jakiś czas później zmarł mój dziadek. Od tego czasu karty służą u nas tylko do gry.

    OdpowiedzUsuń
  15. nigdy nie starałam się zrozumieć takich wierzeń, wiem po prostu, ze w coś w nich jest i jak dla mnie jest to niezaprzeczalne.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)